Sobotni poranek cieszy ciało i kisi ducha jak najlepszy ocet uwięziony w hermetycznym słoiku. Dzień wolny, chociaż z definicji kapitalistyczno-kalendarzowej sugeruje bezczynne leżenie i nad życiem biadolenie, często dostarcza „rozrywek” angażujących nasze rozkładające się w miłym lenistwie członki i neurony. I nie trzeba być Batmanem uganiającym się z wywalonym jęzorem za wiecznie uśmiechniętym i niedającym się zabić Jokerem.
Wystarczy pójść na zakupy do centrum handlowego. Z ukochaną.
Wystarczy pójść na zakupy do centrum handlowego. Z ukochaną.
- Chodźmy do centrum! – wyśpiewuje Twoja piękność głosem Adele.
- Do centrum pokoju, klatki schodowej czy miasta? Chciałbym zauważyć, że jeżeli mówimy o pokoju, to łóżko, na którym obecnie zalegam znajduje się dokładnie w jego centrum – odpowiadasz znudzonym i zszarzałym głosem terroryzowanego więźnia Guantanamo, choć wiesz, że nawet najprzedniejszy sarkazm nie uchroni Cię przed batalionem egzekucyjnym.
- Handlowego! Let’s get crazy! Ty wiesz ile tam jest pięknych torebek, które moglibyśmy mieć? Ile przecenionych koszulek, kurteczek i par butów wyczekuje, aż je ktoś przygarnie do serca i zostanie z nimi już na zawsze? – uderza we wrażliwą nutę Twoja przebiegła obrończyni uciśnionych.
- Ale byliśmy tam... – próbujesz walczyć. Za siebie i los innych facetów.
- …byliśmy tam tak dawno, że zdążyłam zapomnieć jak wygodnie jest wchodzić po ruchomych schodach. Poza tym jest sobota. Czas najwyższy zrobić ze sobą coś pożytecznego. Najlepiej w centrum handlowym. W moim… naszym ulubionym sklepie! – punktuje archiwizator Waszych wspólnych wyjść do centrum handlowego. Właściwie archiwizuje wszystkie Wasze wyjścia.
- Łażenie po sklepach jest pożyteczne? – desperacko chwytasz się ostatniej, gładkiej jak mydło Białego Jelenia deski ratunku.
- Będziemy biegać. Spalisz trochę tej oponki z brzucha i może wreszcie się ogolisz. Dzieci płaczą na Twój widok – zadaje ostateczny cios najbliższa Twojemu sercu.
- Za to psy zaczynają drapać się po jajkach – wyciągasz zakrwawiony miecz z brzucha i padasz trupem.
Centrum handlowe. Triumf konsumpcjonizmu i globalnej sprzedaży nad minimalistycznym zapotrzebowaniem mężczyzny na dostatnie i satysfakcjonujące życie. Szklane domy, magicznie otwierające się drzwi, samobieżne schody, fałszywki roślin w bizantyjskich donicach, pralnia chemiczna przytulająca się do piekarni, drewniane ławki z oparciem (o zgrozo!) i falujące tłumy niezrozumiale rozanielonych pobytem w raju ludzi.
Co robić? Dokąd iść? Gdzie uciekać?
Weź głęboki oddech i policz do trzech. Palących zachęcam do zapalenia relaksującego papieroska przed wejściem. Znalazłszy się w typowym centrum handlowym, nigdy nie trać z oczu swojej partnerki. Pamiętasz jak za czasów dzieciaka miałeś nieprzyjemność znaleźć się w miejscu pozbawionym charakterystycznych rys twarzy Twoich rodziców? Nie chcesz powtórnie przeżywać tej traumy. Podążaj za swoją kobietą, która w procesie ewolucji wykształciła w sobie upodobanie do kolorowych i jaskrawych ubrań. Dla Twojej wygody. Jeżeli wciąż nie czujesz się zbyt pewnie, zaproponuj, żeby na zakupy przywdziała mięsny strój Lady Gagi albo, jeżeli szkoda Ci kasy na mięso, strój Żółtego Ptaka z Ulicy Sezamkowej.
Twoja partnerka będąca jednocześnie Twoim jedynym przyjacielem na wrogim terytorium, nie wiedzieć skąd, posiada dokładną wiedzę na temat aktualnej lokalizacji wszystkich pomieszczeń znajdujących się w centrum handlowym. Po dotarciu do sklepu spróbuj zorientować się czy masz do czynienia z wrogiem respektującym międzynarodowe prawo humanitarne konfliktów wewnątrzsklepowych. Rozglądaj się za pufami, krzesłami, fotelami, kanapami – czymkolwiek na czym będziesz mógł posadzić cztery litery w chwili zwątpienia i apatii. Na widok sklepu obuwniczego możesz się nawet uśmiechnąć. Wkroczywszy do sklepu niedysponującego powyższymi udogodnieniami, pozostań czujny. W każdym momencie możesz zostać poproszony o udzielenie kompetentnej opinii w kwestii wyglądu Twojej przewodniczki.
Aby nie dać plamy, na wstępie pozbądź się wszelkich nacechowanych negatywnie sformułowań. Jeżeli masz ochotę zjechać outfit Twojej dziewczyny, nie wahaj się korzystać z magii „ale” w dyplomatycznym kontekście. „Ta sukienka wygląda na Tobie nieźle, ale nie podkreśla wystarczająco Twojej figury”, „trochę wiszą na Tobie te spodnie, ale to pewnie wina fatalnego oświetlenia”, „nie znam się, ale chętnie się wypowiem”. Łapiesz? Nie ma sensu emanować hiperbolicznym bullshitem opiewającym wygląd Twojej bohaterki, bo w najlepszym razie Ci nie uwierzy, a w najgorszym stwierdzi, że jest brzydka i już jej nie kochasz.
Po kilku wyczerpujących rundach dookoła kilkudziesięciu stoisk z różnymi ciuchami będzie chciało Ci się płakać, jeść, pić, zgrzytać zębami i narzekać bardziej niż zwykle. Nie wszystko stracone. Jasnym punktem na ciemnej mapie sklepu jest przebieralnia. Co jest w środku? Przyjemna muzyczka, skąpa, acz wygodna ławeczka, przytłumione światło i wielkie lustro doprowadzające kobiety do rozpaczy bądź do perlistych łez szczęścia. If you know what I mean. Postaraj się wyczuć nastrój Twojej modnisi, a być może ożywi się także Twój. Eee… nastrój.
Yeah!!! Wspólne jedzenie surowego mięsa w przymierzalni! Jakie to romanyczne! A jeżeli Twoja druga połówka lubi droższe marki, może być nawet ekskluzywnie. Prawie jak sushi...No chyba, że to jednak tatar z sokołowa. Bez względu na wszystko, smacznego.
OdpowiedzUsuńoj tam , oj tam. Chyba lepiej iść na zakupy niż oglądać mecze polskiej reprezentacji piłki nożnej.
OdpowiedzUsuń