Dostałem smsa od brytyjskiego urzędu parającego się organizowaniem National Insurance Number dla wszystkich, spragnionych życia, pracy, miłości i prowadzącej do głębokiej depresji pogody, w obrębie Wielkiej Brytanii. Drogi imigrancie, pamiętaj, że już jutro staniesz przed możliwością otrzymania NINU (National Insurance Number).
Zabierz ze sobą wszystkie dokumenty potwierdzające Twoją tożsamość – dowód osobisty, paszport, rachunek z gazowni, prywatną korespondencję z Davidem Cameronem oraz prawo jazdy. Albo przynajmniej kartę rowerową. Twoje spotkanie odbędzie się w Coventry – pal licho, że w Leicester, w którym obecnie przebywam, funkcjonuje na tych samych prawach Job Center Plus, pełniące role gospodarza między innymi spotkań w sprawie NINU.
Zabierz ze sobą wszystkie dokumenty potwierdzające Twoją tożsamość – dowód osobisty, paszport, rachunek z gazowni, prywatną korespondencję z Davidem Cameronem oraz prawo jazdy. Albo przynajmniej kartę rowerową. Twoje spotkanie odbędzie się w Coventry – pal licho, że w Leicester, w którym obecnie przebywam, funkcjonuje na tych samych prawach Job Center Plus, pełniące role gospodarza między innymi spotkań w sprawie NINU.
W dniu wyjazdu świeciło napalone słońce na stymulującym mózg błękitnym niebie. Ptaszki nie śpiewały, kotki nie miauczały, a psy nie srały. To nic dziwnego. W Anglii czworonogi od dawna przestrzegają spacerowej etykiety, zabraniającej im zaminowywać teren gdzie bądź. Każdy pies wychodzi na spacer z obowiązkową rolką papieru i binoklem na oku, a podczas spaceru zwraca się do swojego właściciela per Sir. Shall I poop under this oak, Sir? (Czy mógłbym zrobić kupkę pod tym dębem, Panie?) W odpowiedzi często słyszy: Okey, but look out for running children. (Dobrze, tylko uważaj na biegające dzieci). Pełna kultura.
Wsiadłem do autobusu, ściskając w ręku zakupiony przed chwilą bilet. Mało brakowało, a do Coventry musiałbym jechać stopem. Okazuje się, że brytyjscy kierowcy wzorem osób zatrudnionych na kasie miewają poważne problemy z wydawaniem reszty. Z 20 funtowego banknotu. Wyrzuciłem nieprzyjemne myśli z głowy i utkwiłem wzrok we wszechobecnych na szybie nalepkach informujących jak dżentelmeni i dżentelmenki winny zachowywać się w autobusie :
- Podczas jazdy pośladki trzymaj nisko. Najlepiej na fotelu. Bardzo słuszny nakaz. Wiadomo, że jak autobus rozwija prędkość dźwięku, pasażerowie gremialnie powstają z miejsc i celebrują fakt posiadania nóg.
- Podczas jazdy nie denerwuj kierowcy. Nie obnażaj się przed nim, nie ucz go jeździć autobusem, nie wpraszaj się do jego kabiny jako świadek Jehowy i nie próbuj płacić 20 funtowym banknotem, god damn it!
- Podczas jazdy nie jedz. Zachowuj się! Myślisz, że kulturalnych ludzi spotkasz tylko w teatrze albo operze?
- Podczas jazdy nie pij. Siorbać to sobie możesz przy stole. Na zjeździe rodzinnym.
Dojechałem! Z burczącym brzuchem i wyschniętym gardłem opuściłem autobus i poczułem nieprzyjemny zapach próbujący się zarejestrować w moim nosie. Czy ktoś wylał gnój? Czy gdzieś pękła rura kanalizacyjna? Czy zespuły się wszystkie toalety i robimy teraz gdzie chcemy? Pogrążony w tych ciekawych rozważaniach udałem się do Job Center Plus.
Oto i ono. Na pierwszy rzut oka, i właściwie każdy z kolei, nic specjalnego. Ot kilkupoziomowy budyneczek z nieźle zaprojektowanym logiem. W środku groźnie wyglądajacy Brytyjczyk zaprosił mnie na piętro, gdzie znajdowała się sekcja biurowa odpowiedzialna za przyjmowanie penentów dopraszających się między innymi o różne benefity i national insurance number. Na pięterku odbyłem przyjemną rozmowę :
- Czego tu chcesz? - zapytała spojrzeniem zupełnie przeciętna i niczym się niewyróżniająca urzędniczka.
- National insurance number! - odpowiedziałem entuzjastycznie.
- Aha. Pozwól za mną
- Widzisz tego Pana w białej koszuli?
- Widzę.
- Ten Pan Cię zabierze.
- Dokąd?
- Na kanapę. Robercie weź tego Pana i zaprowadź go na kanapę.
- Ale ja sam znajdę kanapę. Są kolorowe i rzucają się w oczy. Zresztą już ją widzę.
- Robert z Tobą pójdzie. Aha, weź tę różową karteczkę. Będą wiedzieli co z Tobą zrobić.
- What the fuck?! To urząd czy orgy room? - pomyślałem.
Na karteczce o dziwo napisane było, że jestem osobą starającą się o NIN. Wędrując w stronę kanap, przejęła mnie inna urzędcznika, której zakamuflowaną twarz widać w prawym górnym roku na zdjęciu poniżej. Czy takie sweterki są jeszcze w modzie?
Choć próbowałem z urzędniczką nawiązać kontakt w skali micro, zawiodłem się. Na niej, bo nie potrafiła w odpowiedni sposób zdekodować mojej wiadomości.
- Jesteś studentem?
- Skoczyłem studia w Polsce.
- A co tam studiowałeś?
- Wie Pani, dziennikarstwo i twórcze pisanie, dwa naprawdę perspektywiczne kierunki.
- O to bardzo dobrze, bardzo dobrze.
Bardzo dobrze wypełniła moją aplikację i już po dziesięciu minutach mogłem z powrotem znaleźć się na ulicach Coventry, ciesząc się popołudniowym zapachem gówna.
Kilka zdjęć dla łatwiejszego ogarnięcia klimatu Coventry.
Kilka zdjęć dla łatwiejszego ogarnięcia klimatu Coventry.
Współczuję zapachu. Coventry jest naprawdę pięknym miastem. Jest tam też super muzeum transportu. Polecam.
OdpowiedzUsuńA po wyjściu z autobusu można nawet trzymać pośladki wysoko i wciąż celebrować posiadanie nóg. I rąk, jeśli chcesz złapać za pośladki kogoś. ;)
Hej, w celu opublikowania swoich doświadczeń w formie książkowej skontaktuj się z wydawcą Stephena Clarke'a - widzę szansę nowy bestseller (ewentualnie niewielką fortunę). Polak na wyspach musi być lepszy od Anglika w Paryżu! Świetnie się czyta - będę zaglądać :).
OdpowiedzUsuńNo znowu fajny tekst, takie lubię. Są trafne i jednocześnie śmieszne podoba mi się.
OdpowiedzUsuń