środa, 18 września 2013

Arystokratyczny podryw w Krakowie


- Starzejemy się coraz bardziej, a ja wciąż nie mogę poznać zniewalająco wyglądającej i przyzwoicie myślącej dziewczyny. Podbiłem do kilku panien, rozdając ulotki reklamujące tanie kursy języka angielskiego – poinformował mnie kumpel.
- I co? – zapytałem przejęty.
- Albo nie chciały umówić się na drugie spotkanie, albo rozmowa ciągnęła się jak krew z nosa, albo już były zapisane na francuski. Co mam teraz zrobić, stary?
Niedługo skończą się studia, a ja, żeby kogoś poznać, będę musiał się zapisać na kurs tańca!
- Wiesz co zrobimy? – zapytałem raczej retorycznie.
- No? – odpalił bezczelnie pytaniem na pytanie.
- Uderzymy na kluby! – odpowiedziałem, wywołując niezaplanowany sceptycyzm na twarzy mojego towarzysza.
- Przecież nie umiemy tańczyć – odparł bez entuzjazmu.  
- Ale umiemy pić piwo i prowadzić umiarkowanie niezobowiązującą rozmowę z prawie każdą reprezentantką płci pięknej! – wtrąciłem hurraoptymistycznie.
- Aha… zapomniałeś, że Ty w Łodzi siedzisz, a mój problem, nie licząc pijanych Hiszpanek i Szwedek, dotyczy przede wszystkim Krakowianek? – zauważył.
- Na bok odłóż wszystkie lęki. Będziemy wizytować krakowskie kluby weekendowymi nocami, a naszemu podrywowi roku przyświecać będzie nadęty w swej pełni księżyc i znudzone podpierającymi się córami Koryntu latarnie – spuentowałem rozmowę, nacierając się rozgrzewającym kremem pompatyczności.


Spotkaliśmy się przy Skarbonce, oddając hołd tysiącom osób rozpoczynających swoje nienagłośnione podróże w tym charakterystycznym dla towarzyskiego Krakowa miejscu. Na cyferblacie Big Bena wskazówki uformowały trójkąt ostry, wybijając jedenastą w nocy. Osobiste zegarki Krakowian drażniły nocną ciszę popiskiwaniem, pikaniem i szczebiotaniem, oznajmiając wszystkim zainteresowanym nadejście granicznego momentu. Minęła północ.


- Ale pikają.
- Ot zegarki. Zrobili je tak, żeby pikały.
- A gołębie?
- Co z nimi?
- Zrobili je tak, żeby gruchały?
- Gołębie są tu po to, żebyś mógł kupić kubeczek ziarna i pozwolić obsrańcowi poczuć się jak orzeł, gdy usiądzie na Twoim ramieniu.
- Miałem Cię za romantyka.
- Luz. Cynizm to współczesny romantyzm. Gotowy na znalezienie przyszłej żony?
- Błagam Cię. Oszczędź mi tej protekcjonalności.
- Dobra, dobra. Ruszmy się, bo zaraz nawet piwo nas nie rozgrzeje…
-…i będziemy zmuszeni wyjść na parkiet. Biegiem! Dokąd?
- Stary, ja już tutaj nie mieszkam. Ostatni raz byłem w klubie… mniej więcej w czasach ostatniej spowiedzi.
- Na wigilię nie byłeś?
- Na wigilię piłem wódkę z kuzynem.
- Schłodzoną?
- Innej nie pijam.
- Pić mi się zachciało.
- Ta. Wymyśl klub to się napijesz.
- The Legends?
- Prowadź alkoholiku.


The Legends. Klub bądź pub z ograniczoną przestrzenią taneczną osadzony w piwnicy typowej dla krakowskich klimatów nocnych. Mimo syberyjskiego mrozu ścinającego białko zarówno w oczach jak i w mosznie, kanapy oraz pojedyncze siedziska obite sztuczną skórą dusiły się pod ciężarem tyłeczków, tyłków i dupsk. Stroniąc od chamskiego, letniego podrywu, wypatrzyliśmy wolny stolik w kącie i z sapnięciem charakterystycznym dla zmęczonych życiem ludzi opadliśmy na kanapę. Zamówiwszy odpowiednią ilość odpowiednio schłodzonych browarów, zaczęliśmy podrywać. Subtelnie i przemyślanie. Z daleka. Siedząc na naszej kanapie. 


- Co teraz? – zapytał kumpel.
- Teraz rozejrzyj się po tej ujadającej masie ludzkiej i wybierz sobie dziewczę, które Ci się podoba. Jeżeli odczuwasz trudności w zlokalizowaniu wystarczająco atrakcyjnej pary piersi, przyssij się do kufla i nie puszczaj, dopóki Twoje wymagania estetyczne nie dobiją do dna. Jeżeli to nie pomoże, wracam do domu.
- A co ze mną?
- Ty zaczniesz się rozglądać za facetami.
- Zabawne. Widzisz tamtą dziewczynę pod zdjęciem Freddiego?
- Tą o twarzy Golluma i postury Hagrida?
- Nie idioto. Jej koleżankę! Zdaje się zerkać w naszą stronę. Właściwie ujeżdża nas lepiącym się od pożądania wzrokiem. Cholera! Dałbym jej mocną ósemkę.
- Mój błąd. Gapi się na Ciebie Don Juanie. Nieźle, naprawdę nieźle. Nie odrywa od Ciebie wzroku, czyli albo na Ciebie leci albo masz jakieś gówno na głowie.
- Przestań pierdolić i zapewnij mnie, że to co robimy nie jest debilne.
- To ma sens. Kiedyś musisz poznać swoją przyszłą żonę. Podejdź do niej, zaprezentuj się i przywlecz ją do naszego stolika.
- Ona patrzy się na mnie tak jak ja na rozkładówkę Playboya. To chyba jest miłość.
- Od czterdziestego wejrzenia. Idź do niej, zanim jakiś dureń zwinie Ci ją sprzed nosa.
- A jeśli będzie chciała tańczyć?
- Będziesz miał pewność, że jest kobietą.
- Szlag. Dobra. Gibanie się nie do rytmu nie jest takie trudne. Uginam kolana i dostawiam nogę. Zatańczyłem Poloneza to zatańczę wszystko. Tylko wpierw wypiję piwo.
- Za dużo o tym rozmyślasz. Podchodzenie do interesujących Cię kobiet powinno odbywać się przy całkowitej bezczynności neuronów. Poza tym…
-…Kurwa! Idzie tutaj! Stary, ona tutaj idzie! Uśmiecha się do mnie! Uśmiecha się! Jest coraz bliżej! Zaraz tutaj będzie… Chyba zamówię piwo. Albo dwa. Pierdolę to. Wcale nie potrzebuję dziewczyny. PS3 to świetna maszynka. Poza tym mam szybki Internet.
- Siedź. O to nam chodziło. Ta dziewczyna przy naszym stoliku to nasz cel. Właściwie to Twój cel. Miałeś czas zachować się szarmancko jedno piwo temu. Witamy w ekscytującej teraźniejszości!
- Cześć chłopaki!
- Cześć dziewczyno – odparliśmy jak nietknięty przez grzech chór kościelny.
- Przyszłam tutaj w imieniu mojej koleżanki, która właśnie do Was macha. Nie miała śmiałości, żeby do Was podejść, a bardzo chciałaby, żebyś Ty – wskazując na mojego kumpla – poszedł do niej i zaproponował jej taniec.
- Z przyjemnością zatańczyłbym z Twoją koleżanką, tylko niestety musimy już iść, prawda?
- Oj tak. Zdecydowanie. Czas na nas.
- Przeproś od nas koleżankę. Na pewno jeszcze się spotkamy. Kraków jest taki mały.


1 komentarz: