Zdrada. Pojawia się równie niespodziewanie, co list wzywający do uiszczenia absurdalnie wysokiej kary pieniężnej za przetrzymanie Dzieci z Bulerbyn. Fatalna w skutkach. Sieje spustoszenie wśród serc niegdyś zakochanych w sobie bez pamięci kochanków, wprawiając w intensywny stan osłupienia. Jak problemy z łączem internetowym, których nie potrafi rozwiązać najlepszy konsultant IT. Zatrudniony na umowę o pracę na czas nieokreślony. Z kartą multisport.
Dopuszczenie się zdrady może wydawać się idiotyczne. Dwoje ludzi, dysponujących umiarkowanie rozwiniętymi mózgami pod względem emocjonalnym, zobowiązało się, w obecności przepełniającej serca miłości, bujać się przez życie w romantycznym duecie przez pewien mniej lub bardziej określony czas. Po miesiącach bądź latach wspólnej, niepatologicznej koegzystencji jedna ze stron przechodzi na ciemną stronę mocy i w hitlerowskim hełmie Dartha Vadera oddaje się aktowi zdrady, doprowadzając Yodę do płaczu. I do poprawnej składni.
W rzeczywistości zdrada ma sens. W dobie ciągnących się w nieskończoność związków damsko-męskich, powszechnego zblazowania społecznego i nagminnie przesolonej zupy, odpicowanie własnego ego staje się wyzwaniem. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety cierpią na permanentne niedowartościowanie w oczach swoich, partnera, rodziny, kolegów z pracy, przyjaciół z kółka różańcowego oraz kumpli z kolejki w Urzędzie Pracy. Najszybszym sposobem na znaczące zwiększenie narcystycznej sympatii do samego siebie jest znalezienie i tymczasowe usidlenie kogoś, kto w danym momencie wydaje się nam ładniejszy i zabawniejszy od naszego ponurego partnera o twarzy Golluma. Gdy do złudnego wrażenia ogólnej zajebistości świeżo poznanej osoby dochodzi 60 – calowy telewizor oraz 400 – metrowy dom (strategicznym posunięciem będzie prośba o okazanie aktu własności), zdrada często przeradza się w poważniejszą relację opierającą się nie tylko na seksie, ale także i na kasie. W trakcie fizycznych uciech z ponoć atrakcyjnym i ponoć inteligentnym człowiekiem, czujemy się lepsi i bogatsi. O poczucie boskości oraz dwa udawane orgazmy.
Zdradzony, dowiedziawszy się o pospolitym hobby zdradzającego, zostaje wezwany do zmierzenia się z palącym problemem, o którym najchętniej by zapomniał. Niestety nie może. W natłoku wiadra łez, pirackich okrzyków i patetycznych sformułowań wyjętych z elementarza dla początkujących romantyków, zdradzający nieustannie o zdradzie przypomina. Matoł. Po zdecydowanie przydługiej serii przeprosin za popełnione grzechy, za własne życie i za rude włosy, rozpoczyna się faza urabiania poszkodowanego poprzez nakreślanie barwnych obrazów w pełni uzasadniających konieczność dopuszczenia się zdrady. Okazuje się, że głównymi winowajcami byli: Johnny Walker, Leśny Dzban oraz jurne Harnasie. Takie wyznanie należy traktować jako piramidalnych rozmiarów ściemę bez pokrycia w sensownie brzmiącej historyjce wyssanej z palca. Pamiętajcie. Alkohol w przeciwieństwie do ludzi jest wierny. Aż po grób. Po zdradzie można wybaczyć i żyć dalej, albo można ukochanego zastrzelić i żyć dalej. W więzieniu o zaostrzonym rygorze, z mydłem przyspawanym łańcuchem do ręki.
0 komentarze:
Prześlij komentarz