Ubierają się wyzywająco jak małe lolitki. Tuptają różowymi trzewikami po wyboistej szarzyźnie, uśmiechając się zalotnie. Jakby czegoś chciały. Kobietki. Miniaturki dorosłych kobiet. Nieświadome potrzeb swojego ciała. Pozostają dziećmi poszukującymi ciepła rodzinnego, o którym w śniadaniowej telewizji pieją drętwe twarze psychologów. One potrzebują miłości i duchowego pojednania. Na Twoich kolanach okrytych sutanną. Znajdują radość, której nie dała im rozbita rodzina.
Kościele katolicki. Trwasz nieprzerwanie od wielu lat. Zduszasz wewnętrzne konflikty i spory. Przyjmujesz do wiadomości słabnącą frekwencję wiernych na co niedzielnych eucharystiach. Bierzesz na klatę postępujące i coraz bardziej widoczne skostnienie wyznawanych prawd wiary. Zaciskasz zęby, przymykasz oczy i spuszczasz w toalecie oskarżenia o pedofilię szerzącą się w strukturach kościelnej hierarchii. Z małym i nieśmiałym westchnieniem ulgi. Jesteś twardy i nieporuszony. Niczym samotny głaz smagany nagłymi porywami wiatru.
Wnet coś pękło. Coś się zmieniło. Dotychczasowy, kościelny dyskurs, zamiatania pedofilii pod perski dywan, uwiązł w gardle nieporadnego Cycerona. Arcybiskup Michalik, człowiek zasłużony dla kościoła i zarazem pasterz otaczający troską zbłąkane owieczki i baranki, zdecydował w akcie niewytłumaczalnej desperacji, odsunąć od siebie i swoich kolegów, popełnione przez Kościół zbrodnie na tle seksualnym. Nie wiedzieć czemu, zamiast pożalić się na topniejącą frekwencję parafian albo pochwalić się świeżo wybudowaną świątynią w kilkusetosobowej miejscowości, „arcyczłowiek” Michalik pojechał po bandzie:
„Wiele tych molestowań udałoby się uniknąć, gdyby te relacje między rodzicami były zdrowe. Słyszymy nie raz, że to często wyzwala się ta niewłaściwa postawa, czy nadużycie, kiedy dziecko szuka miłości. Ono lgnie, ono szuka. I zagubi się samo i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga.”
Drogi Pedofilu. Życie w kraju, czy na obczyźnie ciężkim Ci jest zapewne. Zewsząd ludzie wytykają Cię palcami, traktując Cię jak jakiegoś niewyobrażalnie paskudnego i groźnego potwora. A Ty jesteś człowiekiem. Istotą ludzką, która w przeciwieństwie do innych, baczy na dramat dziecka pozbawionego miłości rodzinnej. Widzę, żeś jest człowiekiem wyrozumiałym, cierpliwym i skorym do poświęceń. Gdyby nie było tej całej patologii rodzinnej, nie byłoby chłopców i dziewczynek złaknionych miłości. Nikt by Cię nie szukał. A Ty… nie dałbyś się znaleźć. Prawda? Twoje oczy wyrażają skruchę. Dostrzegam w nich dobroć. Lgniesz do tych aniołków, bo tylko Ty możesz im pomóc. Przytulić. Pocałować… Polubiłem Cię. Podoba mi się Twoja pasja i oddanie potrzebującym. Nie zamartwiaj się reakcjami na Twoją odmienność. To dar. Twoja życiowa misja. Zdaję sobie sprawę, że Twoja egzystencja poza kościołem musi być… problematyczna. Dlatego proponuję Ci… wstąp w nasze szeregi i wyzwól się z niesprawiedliwego ostracyzmu. Przestań się ukrywać, bo ten, który Cię sądził będzie, rozumie wszystko.
Trochę mi smutno z powodu całej afery. Wiara ludzi wierzących po raz kolejny została zdeptana przez instytucję, która nie istniałaby bez ich oddania i zaufania. Wiara staje się coraz bardziej zindywidualizowanym dialogiem, coraz mniej zależnym od zdemoralizowanych murów świątyni.
Końcówka bardzo trafnie podsumowuje to co dzieje się aktualnie z kościołem. Już dawno przestał być nam potrzebny. I pomyśleć, że tacy ludzie mówią nam co jest dobre a co złe i jak powinniśmy żyć.
OdpowiedzUsuń