Środek łąki w Łowiczu. Noc. Dookoła rozpalonego ogniska siedzą trzy postacie. Spokojnie tlący się płomień oświetla twarze nocnych biesiadników. Daje się słyszeć ciężki, rzężący śmiech. Słychać odgłos tłuczonej o kamień butelki. Gburowaty chichot przybiera na sile. Imprezowicze zaczynają dusić się ze śmiechu.
<Janek> Olgierdzie Ty moja ukochana mordo zalana! Czy niezasadne byłoby zaproszenie Cię do tańca?
<Olgierd>(próbując bezskutecznie stłumić śmiech) Jasiu! Ciebie jedynego kocham na tym świecie. No może poza matką…
<Janek> Ale Twoja matka, zdaje się nie żyje?
<Olgierd> (poważnym, zrezygnowanym tonem) Nie żyje.
<Rocky>(najbardziej zamroczony z całej trójki, entuzjastycznie, głośno i nieskładnie)Ależ ona żyje! Wy się prostaki na rzeczy Bożej nie znacie zupełnie! Ja w Biblii... w Biblii oglądałem takie obrazki…
<Janek>(zdziwiony własną bystrością)Jak Ty mogłeś w Biblii obrazki oglądać?
<Roki> Jasiek durnia ze mnie robisz, pijany jestem to fakt nie do podważenia, ale zaklinam się na wszystkie wódki kraju, który mnie urodził, wychował, a w trudnej chwili wydalił, że malunki z nim w roli głównej widziałem na własne oczy!
<Olgierd>(delikatnie, wychowawczo) Dosyć tej podniety Roki, w ręce wpadło Ci wydanie dla maluczkich.
<Roki>(ze szczerym niepokojem) Karłów?
<Janek> Dzieciaków imbecylu skończony, dla dzieciaków.
Roki obrażalsko chrząka, soczyście spluwa i zatapia wzrok w pobliskie krzaki. Janek wyciąga z poniszczonej skórzanej torby najtańszą wódkę (dostępną w sklepie z alkoholami „Do upadłego”) . Chwilę mocuje się z nakrętką, żeby w końcu z radosnym westchnieniem pochwycić nozdrzami wydobywający się z butelki zapach. Olgierd studiuje najnowsze wydanie Tele tygodnia, zupełnie nie przejmując się miernym światłem księżyca, które pada na zajętą przez trzech przyjaciół łąkę w Łowiczu. Ciszę przerywa Janek.
<Janek> Chłopaki patrzę tak na te krzaczory i choć żadnych dopalaczy dzisiaj nie łykałem czuję na sobie spojrzenie…
<Olgierd>(wchodzi w zdanie Jankowi) poza nami może jeszcze na Ciebie patrzeć księżyc, ale on ma nas najpewniej wszystkich w dupie, więc radzę ci, Janeczku, nie łudź się, że ta paprotka, na którą teraz pożądliwie patrzysz, a na którą wczoraj z nieskrywaną pasją lał nasz wspólny kolega Roki, powie ci, że masz ładniejszy nos niż Adrien Brody.
<Roki>(pewny siebie) Przecież jest ładniejszy!
<Olgierd>(z przekąsem)Bardziej wielgachny nie znaczy ładniejszy.
<Janek>(zdenerwowany, zrozpaczony)Do stu beczek zjełczałego tranu, czy chociaż raz nie mogę zostać potraktowany poważnie? Czy to, że przez ostatnie 20 lat permanentnie piję i ćpam robi ze mnie totalnego wykolejeńca społecznego, którego nie można potraktować lepiej niż skunksa z zepsutym mechanizmem gazowym?!Rujnujecie mnie psychicznie!
<Olgierd>(podśpiewując)”A mury runą mury runą…”
<Roki> (dokańczając w filozoficznym uniesieniu)”i pogrzebią nasz pijacki świat”
<Olgierd> Roki nie lubię gdy jesteś tak pesymistyczny dla świata. A Ty Jasiu nie masz o co się denerwować, Twoja psychika już jest zrujnowana. Ale z przyjemnością Cię wysłuchamy.
<Roki> Jasne, że wysłuchamy ale wpierw wesprzemy się czystą.
Roki pociąga duży łyk lodowatej wódki. Janek wzdycha, czekając aż Roki skupi uwagę na tym co ma towarzyszom do powiedzenia. Olgierd przygląda się miniaturowym zdjęciom roznegliżowanych dziewczyn na ostatniej stronie Tele tygodnia. W oddali słychać karetkę bądź policję jadącą na sygnale.
<Roki>(ucieszony i wyraźnie za sprawą wódki połechtany) Najlepszy amerykański palnik nie przepali rury tak jak ta wódeczka moje gardło. No! Jasieńko! Walca zaczynaj, Krakowiaka odpalaj, Kujawiaka zapodawaj! Niech nam te Twoje spostrzeżenia umysły prymitywne rozjaśnią!
<Janek>(koncentrując się na tyle na ile pozwalał jego stan – prawie szeptem) Dobrze… to jest tak, tam w krzakach, coś się czai. Nie jestem w stanie stwierdzić co, ale wiem, że się czai. Rozumiecie? I nie jest to delirka, którą przechodziłem po tym jak fajki zdrożały do 12 złotych za paczkę. Jeżeli nie chcecie mi pomóc, zrozumiem. Sam tam pójdę, jak John Rambo albo Terminator, ale ten dobry Terminator, rozumiecie?
W chaszczach coś się rusza. Nagły ruch nie zwraca jednak uwagi nikogo obecnego w tej chwili na łące. Noc toczy się zwyczajnym, leniwym tempem. Niewzruszeni koledzy Janka zgodnie potakują głowami, w żaden sposób nie zaznaczając werbalnie swojej obecności.
<Janek>( z pasją i w uniesieniu, coraz głośniej i pewniej) Albo jak Bruce Lee pokonam hordy wrogów, które ośmielą się stawić mi czoło! Wkroczę do akcji jak Majewski doprowadzając publiczność do śmiechowej ekstazy! Nikt się przede mną nie uchowa! Jestem Spidermanem i Supermanem jednocześnie. Jokera jem na śniadanie razem z jajkami na bekonie! Potwornie niedobrze jest wylądować na moim talerzu!
W ten sposób Janek dodając sobie otuchy, coraz bardziej zbliża się do krawędzi gęsto znaczonej przez nikogo niechcianą roślinność. Tymczasem Roki i Olgierd tracą zainteresowanie Jasiem za sprawą kolejnej butelki wódki, której wielkie otwarcie proponuje Roki.
Gwiazdy na prawie smolistym niebie zaczynają pulsować, aż w końcu zmieniają się ich kształty. Teraz przypominają rozciągnięte, nieprecyzyjnie namalowane obiekty na płótnie. Nad łowicką łąką zapada cisza absolutna. Janek pochłonięty opętańczym monologiem zupełnie jak Konrad wielką improwizacją, wygląda jak postać z pierwszych amerykańskich niemych filmów. Cisza góruje nad sceną. Cisza drży i wibruje. Cała łąka zdaje się być w epicentrum trzęsienia ziemi, tyle, że pozbawionego jakiegokolwiek dźwięku. Nagle cisza wygasa i łowickie niebo na powrót jest normalne. Dwóch muszkieterów niczego nie zauważyło. Tylko Jasiu donośnie uskarża się na „coś”, co skradło mu głos.
<Jasiu>(przerażony, podpitym głosem szaleńca)Widzieliście?!słyszeliście?!czuliście to co ja?! Nie słyszałem siebie(coraz bardziej zrezygnowany), mówiłem bezgłośnie, bezdźwięcznie! Chłopaki co się do cholery stało?! Film niby mi się urwał? Złapałem nieoczekiwanego kaca giganta? A może obcy rozpoczęli inwazję !?
<Olgierd>(spokojnym głosem)Słyszałem, że oni planują atak na ziemię dopiero w 2100 roku.
<Roki>(zamulony)Nasi kopacze sprowadzą na nas kataklizm, nie obcy. Naaaapij się z nami Jasieńka!
<Janek>(podenerwowany)Jak zwykle nic Was nie obchodzi. Jedyne co potraficie robić, to każdą rzecz sprowadzić do igły w stogu siana, której szukanie nikogo nie obchodzi. Chlejcie sobie sami, idę zobaczyć co się stało.
Pas gęstej roślinności zaczyna coraz szybciej wzdymać się i opadać. Tak jakby chwasty chełpiły się meksykańską falą. Jasiu stoi przed gąszczem zieleni. W końcu robi duży krok naprzód. Jego oczom ukazuje się on sam. Kropka w kropkę. Ten sam długaśny nos i te same zlepione dwutygodniową warstwą brudu włosy. Tyle, że to nie jest brud. Rozdziawia bezgłośnie usta.
<Janek2>(z ciekawością ) Kim jesteś wyglądający zupełnie jak ja?
Janek nie może otrząsnąć się z szoku. Próbuje przypisać wydarzenie spożytemu w nadmiarze alkoholowi.
<Janek2>( ze zniecierpliwieniem)Zadałem ci, Wyglądający Zupełnie Jak Ja klarowne niczym błękit łowickiego nieba pytanie. Żądam równie klarownej odpowiedzi. Natychmiast!
Janek sprawia wrażenie przestraszonego agresywnym tonem sobowtóra. Mówi do siebie pod nosem.
<Janek>(szeptem)Wiedziałem, że owieczka to tylko pic na wodę. Musieli się zabrać za człowieka. Tylko czemu akurat wzięli mnie… musieli to zrobić podczas ostatniej libacji… Ale przecież mówili w telewizji, że to zabronione… może mówili i może faktycznie Cię nie sklonowali… może ja po prostu oszalałem? Może śnię? Ej Ty tam u góry! W tej chwili mnie obudź!
<Janek2> Wyglądający Zupełnie Jak Ja raczy żartować, owca jest powszechnie znanym na całym świecie zwierzęciem domowym z rodziny krętorogich. Nie wiem do kogo się odnosisz, ale wiedz ,że tam u góry nikogo nie ma.(Widząc przerażenie malujące się na twarzy nieznajomego, zmienia ton głosu na bardziej uprzejmy i delikatny)Nie oszalałeś i nie jest to sen. Nie jestem halucynacją. Przybywamy z równoległej pod względem czasowym Ziemi. Nasza planeta posiada taką samą jak Wasza strukturę geologiczną. Poza tym jak już zdążyłeś zauważyć jesteśmy do Was bardzo podobni. Nie lękaj się mnie ani moich towarzyszy. Przybywamy w pokoju. Potrzebujemy Waszej pomocy.
Janek ze świata „tu i teraz” wacha się, czy uwierzyć przybyszowi wyglądającemu zupełnie jak on.
<Janek>(Śmielej)Czyli niby nie jesteś halucynacją, to nie jest efekt grzybków halucynogennych, które przez przypadek dzisiaj zjadłem?
<Janek2>(Ze spokojem)Nie, to nie jest konsekwencja spożycia substancji odurzającej. Jesteśmy realni.
<Janek> I nie jesteś moim klonem?
<Janek2> Nie. Jestem tylko Twoim czasowo równoległym odpowiednikiem, wyglądam jak Ty, mam te same geny co Ty, zachowuje się jak Ty – ale nie spożywam alkoholu w takiej ilości jak Ty…
<Janek> A to na pewno nie jesteś moim klonem. Ani ja Twoim. Z jak daleka przybywacie?
<Janek2> Z bardzo bliska. Linia czasowa łączy nasze dwie planety na tym samym odcinku. Zajmujemy tylko różne strony. Nie jesteście w stanie nas zobaczyć, gdyż Wasza technologia próbuje dociekać tylko fizycznych zjawisk. Nasza cywilizacja, choć tak podobna do Waszej, skupiła się na dostrzeganiu tego, co pozornie nie istnieje. Jak na przykład linia czasu. Albo równoległa czasowo planeta.
<Janek>(do siebie)Zawsze mówiłem, że inwestowanie w atomówkę to głupi i niebezpieczny pomysł. Wszystko fajnie, nie wiem czy zauważyłeś, ale masz do czynienia z grupą miejscowych, zdegradowanych społecznie do roli watahy pijaków. W jaki sposób tacy nieudacznicy jak my mieliby pomóc takim mózgom jak Wy?
<Janek2> Zdziwisz się, ale to właśnie Waszego zdemoralizowania potrzebujemy, bez Waszego chaosu naszą cywilizację pochłonie wszędobylski ład. Porządek, który zrównał z ziemią wszelkie pierwotne zło, zaczął zjadać sam siebie – powołując do życia zło, którego nawet Wasz świat nie doświadczył. Potrzebujemy Waszej pomocy. Was wszystkich.