wtorek, 5 listopada 2013

Do zamieszkania jeden szok

Witam! Rączki wymiennie z piętami całuję! Prane co najmniej raz dziennie. Kto w ogóle zabiera się do tańczenia językiem po stopach uwięzionych w skorupie pyłu, brudu i potu? Fetyszyści pijący na śniadanie herbatę z chlorem? Ozon im w oko. Po długiej przerwie, uginającej się pod swoim ciężarem jak słoń afrykański zostawiony na okres wakacji u swojej kochanej babci z Somalii, poczułem ssącą mnie w sercu tęsknotę. Nie za Tobą. Za Wami też nie. Za stukaniem się stęskniłem. W klawiaturę. Zapraszam tedy do wspólnego podążania śladem zagubionych palców. I wcale nieobgryzionych paznokci.



Znowu będzie baśń o współczesnym przepychaniu się z zastaną rzeczywistością. Człowiek, choć razi głupotą na setki tysięcy kilometrów, stając się wibrującym punktem widzianym z księżyca, potrafi marzyć. Snuje swoje śmieszne i płytkie plany, defekując śmierdzącymi pomysłami na wyszorowany i lśniący chodnik. Niekiedy ta woniejąca kupa pomysłów przetrwa nawałnicę ludzi mających tendencję do wdeptywania w nowych trzewikach w świeże gówienko, stwardnieje i zbieleje, stając się pomnikiem Twoich starań. You should be proud of yourself, mate! Nad truchłami niedojrzałych dzieciątek made in Africa celebrują muchy w celach stricte konsumpcyjnych. Do rzeczy. Chcieliśmy znaleźć się w Londynie i podobnie jak kilka milionów innych osadników z kontynentu, pragnęliśmy zamieszkać w zacnej i przestronnej izbie w umiarkowanym centrum brytyjskiej stolicy. Nabuzowani kosmiczną energią, obwieszeni jak zmutowane wielbłądy cztero-garbne, puściliśmy się… barierki, Wy zboczeńcy nieczytający z rękami na kolankach Biblii, i powędrowaliśmy w kierunku pierwszego mieszkania.



Okolica typu eleganckie getto. Co jakiś czas przebiega bądź przejeżdża na rowerze czarnoskóry mężczyzna z GTA San Andreas. Odruchowo oklepuję się po ciele, szukając karabinu albo przynajmniej bazooki. Mili ludzie nie robią krzywdy miłym ludziom. Nawet jeżeli jeżdżą na rowerze. W okularach przeciwsłonecznych. Dreptam w miejscu, oczekując na pojawienie się właścicielki mieszkania zaciągającej na przemian brytyjskim i murzyńskim akcentem. Musiała mieć trudne dzieciństwo. Matka zabierała ją na zakupy w niedzielę, a ojciec w tym czasie płakał, zastanawiając się, dlaczego jego córka tak bardzo pragnie być biała.  


Po dwóch strzałach, trzech puszkach wyciągniętych ze śmietnika przez biednych ludzi i jednej kupie powietrze – ziemia, nadeszła Maggie i pokazała nam mieszkanie, przy którym obóz dla uchodźców wygląda z bardzo daleka jak pałac wersalski. Maggie musiała mieć wyjątkowo trudne dzieciństwo. Na pewnym etapie swojego życia przestała dostrzegać subtelną różnicę między jednym, wielkim łóżkiem, a dwoma łóżkami szpitalnymi. Maggie posiada za to bujną wyobraźnię. Ręczniczek łazienkowy jest dla niej dywanem, a brak szafy można wytłumaczyć istnieniem konceptu szafy. Whatever.



Ciąg Dalszy Nastąpi Jeżeli Nie Zgniję Od Nadmiaru Deszczu 


1 komentarz:

  1. Aaaa! Doczekałam się tekstu nareszcie! Szkoda, że nie tęskiłeś za mną/nami. Bo ja tęskniłam bardzo. Komentarza koniec, bo nie wiem czy stópki pierzesz rano czy wieczorem, a chyba je niniejszym uśliniłam.

    OdpowiedzUsuń